Nowa prymitywna moda niszczy naturalne środowisko i stwarza realne zagrożenie dla turystyki. Samochody, quady i motocykle rozjeżdżają polskie lasy wypierając z nich turystów pieszych i rowerzystów.
Na początku należy stwierdzić, że sporty motorowe mają również prawo współistnieć w naszym życiu z innymi dziedzinami aktywności sportowej. Pod warunkiem, że ich uprawianie wiąże się ze etosem rywalizacji, szacunku dla drugich i nie niszczy przestrzeni wokół.
Ale tak naprawdę, nie chodzi tu o sportowców. Bo czy tak można nazwać osobnika, który porusza się po szlaku turystycznym pseudo terenowym samochodem, spychając z niego pieszych z plecakami i rowerzystów? Po powrocie do miasta stawia później ten ubłocony pojazd na firmowym parkingu z nadzieją, że koleżanki uznają go za macho i zdobywcę bezdroży. Szkoda tylko, że nie widziały jego zbolałej miny, kiedy trząsł się na wybojach, podążając śladami takich, jak on sam.
Z reguły taka ?wyprawa?, to jednorazowy incydent, dostarczający więcej cierpień niż satysfakcji, bowiem skalę wyczynu, jakim jest taka jazda, można porównać do zdobycia szczytu Kopca Kościuszki, lub wyjścia po schodach na dziesiąte piętro. Problem wynika jednak z mody na kupowanie samochodów przypominających terenowe, które nabywane są w dużych ilościach. A skoro już taki mam, to trzeba się gdzieś chociaż raz przejechać. I tu słowo ?gdzieś? ma kluczowe znaczenie. Bo tam właśnie taki delikwent ma przyrodę, leśną ciszę, spokój zwierząt i bezpieczeństwo turystów.
Podobnie dzieje się z właścicielami motocykli i quadów, chociaż na szczęście moda na te ostatnie zaczyna przemijać.
Problem narasta i zaczyna mieć również wymiar ekonomiczny. Niszczone jest naturalne środowisko, będące podstawowym czynnikiem warunkującym atrakcyjność turystyczną danego regionu. Drugim takim czynnikiem jest poczucie bezpieczeństwa. Żaden turysta nie wybierze się tam, gdzie grozi mu śmierć lub kalectwo.
Zaczynają to dostrzegać mieszkańcy terenów na których ten proceder jest uprawiany. Dotyczy to szczególnie południowej części naszego regionu ? Beskidów i Gorców. Pustoszejące szlaki z których znikają ?plecakowi? turyści, stawiają pod znakiem zapytania podjęte już kosztowne inwestycje w bazę noclegową i gastronomiczną oraz w infrastrukturę transportową.
Można zaobserwować także incydentalne przykłady desperacji lokalnych mieszkańców, którzy próbują samodzielnie walczyć z dokuczliwym problemem. Przybiera to tak skrajne formy, jak rozpinanie stalowych linek w poprzek szlaków i ataki z użyciem kamieni. Są to bardzo niebezpieczne i prawnie zabronione działania, które jednak nie powinny występować.
Trzeba w tym miejscu jednak zapytać ? co robi w sprawie rozjeżdżania lasów Policja? Odpowiedź jest prosta. Z reguły nic. Wynika to z bagatelizowania problemu i braku chęci zaangażowania w działania, które na pewno wymagają dużych nakładów pracy, a skutkować mogą jedynie nałożeniem skromnego mandatu. Problem jest jednak coraz poważniejszy. Dochodziło już do potrąceń ze skutkiem śmiertelnym, a nawet do celowych najechań na pieszych.
Koniecznym staje się pilne rozwiązanie tego problemu. Tak prawne, jak i organizacyjne. Zaostrzenie sankcji i stworzenie narzędzi do ich egzekwowania oraz działania informacyjne ukazujące powagę problemu, powinny zahamować degenerację przyrody i zanikanie ruchu turystycznego.
Jest tu też miejsce do szerokiego działania dla samorządów. Wkrótce wybory ? warto zapytać kandydatów, co zamierzają zrobić na tym polu. I w lesie!
Zdjęcia – Piotr Wojnarowski / INFO Kraków[wegallery id=”51284″ type=”grid” col=”5″ caption=”no” link=”file”]