Philip Glass postanowił napisać cykl etiud z dwóch powodów. Po pierwsze ? aby móc grać je samemu na żywo, a po drugie ? aby mieć materiał źródłowy do większych kompozycji. Z czasem okazało się jednak, że utwory te odsłoniły inne cechy muzyki słynnego kompozytora ? głęboką emocjonalność i szlachetną melodyjność.
Mogliśmy się o tym przekonać podczas wczorajszego koncertu w Teatrze Łaźnia Nowa. Mimo sędziwego wieku, Glass nadal występuje w różnych częściach naszego globu, uświetniając swą grą wielkie wydarzenia muzyczne. Tym razem zaszczycił swą obecnością festiwal Sacrum Profanum ? i wielu miłośników muzyki współczesnej doceniło ten fakt, bo Łaźnia Nowa niemal dosłownie pękała wczoraj w szwach.
Obok samego Glassa, etiudy wykonywało wczoraj dwoje wspaniałych pianistów ? Maki Namekawa i Piotr Orzechowski. Zaczął sam kompozytor ? i spod jego palców popłynęły spokojne i stonowane dźwięki, układające się w niezwykle melodyjne utwory. Powtarzalne motywy nie tylko nadawały transowy rytm, ale tworzyły również hipnotyczny nastrój, pełen smutku i tęsknoty. To była muzyka minimalistyczna ? ale mocno nasycona autentycznymi emocjami i wyjątkowo przystępna.
Maki Namekawa zagrała znacznie bardziej ekspresyjnie. Ubrana w szpilki, dżinsy i… kimono wniosła do kompozycji Glassa nutę egzotyki. Salę teatru wypełniły chmurne i niepokojące dźwięki, niczym z soundtracku hollywoodzkiego thrillera. Japonce udało się w ten sposób odsłonić jeszcze inny wymiar twórczości amerykańskiego artysty ? plastyczną ilustracyjność. W drugiej części koncertu Namekawa zagrała z jakby większa pasją, tworząc gęstą od dźwięków atmosferę, nadającą muzyce wręcz epicki wymiar.
Piotr Orzechowski był największym zaskoczeniem wieczoru. Krakowski pianista zagrał bowiem trochę jakby wbrew sobie ? wszak nie bez przyczyny przybrał pseudonim Pianohooligan, a jego sztandarowym dziełem są karkołomne interpretacje muzyki Pendereckiego. Tym razem był jednak niezwykle skupiony, skoncentrowany i… powściągliwy. W pierwszej części wieczoru wykonał melancholijne etiudy, głęboko zanurzone w jesiennej nostalgii. Potem zagrał bardziej klasycznie, pozwalając sobie impresyjne pasaże przywołujące styl Erika Satie. Na koniec nie zabrakło jednak mocniejszych akordów, które wniosły świeżą energię na scenę.
Mimo, iż koncert trwał prawie trzy godziny, widzowie w skupieniu kontemplowali niezwykłej urody muzykę, nagradzając na koniec trójkę jej wykonawców gromkimi brawami. Ci, których nie było wczoraj w Łaźni Nowej niech żałują ? wszak nie co dzień Philip Glass jest gościem w Krakowie.