Swanetia to jedna z najpiękniejszych części Gruzji. Odwiedzana na ogół latem, bo wtedy można ją podziwiać w trakcie fantastycznych trekkingów, ma wiele do zaoferowania turystom również zimą. Dlatego też zdecydowaliśmy, że spędzimy tam Sylwestra i poznamy zimową Swanetię w świątecznej atmosferze.
MARSZRUTKĄ W GÓRY KAUKAZU
Jedyny problem ze Swanetią to jak tam dotrzeć. Z Tbilisi, przy sprzyjających warunkach, jedzie się marszrutką (czyli busem) osiem godzin. W zimie oczywiście może to potrwać dłużej, o czym przekonaliśmy się w drodze powrotnej. Można do Mestii dolecieć samolotem w ciągu godziny. Jest to jednak wykonalne tylko przy świetnych warunkach meteorologicznych. Podobno lot ten należy do najbardziej spektakularnych na świecie, a widoki dorównują tym z Himalajów. Jednak trzeba mieć szczęście, żeby w ogóle doszedł do skutku.
Pojechaliśmy więc tradycyjnie marszrutką. Czas przejazdu był dość sensowny, mimo że kierowca zatrzymywał się po drodze mnóstwo razy, aby załatwić jakieś swoje ważne sprawy. Pomiędzy postojami nadrabiał jednak popędzając niemiłosiernie swoją maszynę na krętych, górskich drogach. Dotarliśmy po południu do Mestii z lekko pijanymi plecakami. Tak, tak! W bagażniku nasze rzeczy leżały zbyt blisko 20-litrowych baniek z winem. Jak się okazało, nie wszystkie bańki były szczelne i przez resztę wyjazdu, bez względu na to czy piliśmy, czy nie, zalatywało od nas alkoholem.
RÓZNE SPOSOBY NA TO ŻEBY BYŁO CIEPŁO
Mestia jest stolicą Swanetii i można tu znaleźć mnóstwo hoteli, pensjonatów i kwater. Wynajmując coś w okresie zimowym trzeba się przede wszystkim dowiedzieć, jak lokal jest ogrzewany. Centralne ogrzewanie należy do rzadkości, a jeden piec na chałupę, nie zapewni nam komfortu termicznego. Są oczywiście tradycyjne swańskie sposoby na dogrzanie skostniałego ciała, ale nie wszyscy mają wystarczająco mocną głowę, żeby z nich korzystać.
Dzięki koneksjom naszego przyjaciela, mieliśmy zaszczyt spędzić noworoczny czas u zaprzyjaźnionej rodziny. Gia, Eteri i ich trzy córeczki przyjęli nas niezwykle serdecznie i czuliśmy się u nich jak w domu. Było niezwykle ciepło, nie tylko ze względu na rozgrzany do czerwoności piec, ale również ich troskliwość i życzliwość. Z dziewczynkami układaliśmy puzzle i robiliśmy choinkowe ozdoby, a z gospodarzem popijaliśmy wino lub czaczę. Tylko z gospodynią, Eteri, trudno było usiąść i porozmawiać, bo była w ciągłym biegu i pracowała bez przerwy, produkując niezliczoną ilość przepysznych świątecznych potraw.
BIAŁA SWANETIA
Grudniowa Swanetia była przysypana śniegiem, ale niebo było błękitne, a słońce świeciło beztrosko. Trudno wyobrazić sobie piękniejszą aurę. Wybraliśmy się wyciągiem na górę Zuruldi, gdzie w kawiarni zajadaliśmy się kubdari. Spacerowaliśmy po Mestii i okolicznych wioskach podziwiając wiekowe wieże. Wybraliśmy się na dłuższy spacer do opuszczonej bazy turystycznej. Wszędzie otaczał nas bajkowy krajobraz: otulone śniegowym puchem choinki, niebosiężne szczyty Kaukazu, śnieg skrzący się w promieniach słońca.
W przerwach między spacerami odwiedzaliśmy znajomych lub rozgrzewaliśmy się w lokalnych knajpkach przy kieliszku koniaku i talerzu pysznych swańskich ziemniaków usmażonych na złoty kolor. Jednym z ciekawszych było spotkanie z Islamem Pilpanim ? kierownikiem zespołu folklorystycznego Riho. Jest to jeden z najstarszych tego typu zespołów w Mestii, ma swoją tradycję i renomę, a Islam stoi na jego czele już od 1975 roku. Wieczorem jego zespół wystąpił na rynku Mestii, uświetniając koncert sylwestrowy.
IMPREZA JAK SIĘ PATRZY
Sam Sylwestrowy wieczór zaczyna się w Gruzji dość późno, bo świętowanie rozpoczyna się o północy wraz z nastaniem Nowego Roku. W Mestii, na rozgrzewkę, zorganizowano wspomniany koncert w centrum miasta. Występowały lokalne zespoły, z Riho na czele, ale również dzieci z miejscowych szkół, a nawet pomieszkujący tu obcokrajowcy. Dzięki temu wybrzmiały też amerykańskie kolędy, jedyne, które my też umieliśmy zanucić.
Przed północą cała rodzina zebrała się w domu, przy choince i suto zastawionym świątecznym stole. Ta sylwestrowo-noworoczna kolacja jest tu równie uroczysta, jak nasza Wigilia. O północy wystrzeliły korki szampana, złożyliśmy sobie życzenia i podziwialiśmy fajerwerki. Potem zasiedliśmy do wspaniałej uczty przygotowanej przez Eteri i jej małe pomocnice. Rozpoczęliśmy oczywiście od wznoszenia tradycyjnych gruzińskich toastów. O wiele przyjemniej jest pić wino, wiedząc, w jakiej intencji się pije. Po świętowaniu w rodzinnym gronie, przenieśliśmy się z powrotem do centrum, aby spędzić resztę nocy w towarzystwie przyjaciół w knajpkach, gdzie imprezy trwały do białego rana. Sceptycy uważali, że clubbing w Mestii jest niemożliwy. Udowodniliśmy, że jest inaczej!
TRUDNY POWRÓT DO DOMU
Po Sylwestrze daliśmy sobie dwa dni na odpoczynek i dojście do siebie i wyznaczyliśmy datę powrotu do Tbilisi na 3 stycznia. Żegnaliśmy się z piękną zimową Swanetią z żalem, ale natura dała nam kilkanaście dodatkowych godzin na cieszenie się nią. Okazało się, że dzień wcześniej w sąsiedniej Megrelii była taka śnieżyca, jakiej najstarsi Megrele nie pamiętali. W nocy przesunęła się ona w kierunku Swanetii. W Mestii śnieg właśnie zaczynał padać, gdy wyjeżdżaliśmy, ale droga była już porządnie zasypana.
Zjechanie do miejscowości Jvari, gdzie kończy się górski fragment drogi, zajęło nam 10 godzin, podczas gdy zwykle zajmuje nie więcej niż trzy. Przejazd przez Megrelię też był mozolny i ostatecznie do Tbilisi dotarliśmy po 22 godzinach jazdy marszrutką. Na szczęście miejscowi pasażerowie umilali nam podróż, jak mogli. Niezapomniane doświadczenie! A Mestia zimą zdecydowanie warta odwiedzenia![wegallery id=”72476″ type=”grid” col=”3″ caption=”no” link=”file”]
Autor: Monika Pazera
Artykuł został przygotowany przez biuro podróży Czajka Travel http://czajka.travel.pl/regiony/kaukaz , organizatora wycieczek objazdowych.
Główna specjalność to: Kaukaz, Azja, Karaiby i Ameryka Południowa.