Fot. Jan Graczyński/INFO Kraków24
Czwarta porażka z rzędu w lidze stała się faktem. Biała Gwiazda po dobrej pierwszej połowie i zupełnie bezbarwnej drugiej przegrała z Ruchem Chorzów 1:2. Bramkę dla Białej Gwiazdy zdobył Mateusz Zachara, dla gości trafiali natomiast Mariusz Stępiński oraz Paweł Oleksy. Jak pokazują powtórki, gol lewego obrońcy Ruchu zdobyty został ze spalonego.
W drugim meczu w tym sezonie rozgrywanym na własnym boisku Wisła mierzyła się z chorzowskim Ruchem. Podopieczni Dariusza Wdowczyka chcieli wydostać się ze strefy spadkowej, w której znaleźli się przez niekorzystne wyniki innych spotkań 5. kolejki.
Zachara premierowo
Mobilizacja Wiślaków widoczna była gołym okiem już od pierwszego gwizdka Szymona Marciniaka. Na pierwszy strzał krakowian kibice Wisły musieli czekać zaledwie do 3. minuty. Po szybkiej akcji na strzał z 20 metrów zdecydował się Krzysztof Mączyński, lecz uderzenie reprezentanta Polski z trudem złapał Kamil Lech, dla którego był to drugi raz w Ekstraklasie. Już po pięciu minutach wiadomo było, że i tym razem golkiper Ruchu nie zachowa czystego konta. Po świetnym dograniu w tempo Rafała Boguskiego w sytuacji sam na sam znalazł się Mateusz Zachara, który bez trudu wpakował piłkę do siatki. Była to premierowa bramka napastnika w barwach Wisły Kraków.
Chwilę później mogło zrobić się 2:0, kiedy do wydawałoby się straconej piłki pod linią końcową dopadł Jakub Bartosz, który dośrodkował w pole karne. Kamil Lech minął się z futbolówką, która trafiła pod nogi Małeckiego, jednak skrzydłowy Wisły został zablokowany.
Odpowiedź Ruchu mogła być piorunująca. Do piłki ustawionej na 20. metrze podszedł Patryk Lipski, po czym kropnął z rzutu wolnego w słupek bramki Miśkiewicza. Wiślacki bramkarz byłby bez szans, jednak tym razem to Biała Gwiazda miała szczęście. Co jednak nie udało się za pierwszym razem, z łatwością powiodło się za drugim. Chorzowianie przycisnęli Wiślaków, czego efektem była akcja Lipskiego i Stępińskiego. Ten pierwszy wstrzelił piłkę z boku pola karnego, a napastnik Ruchu strzałem z woleja dopełnił formalności. Michał Miśkiewicz skapitulował więc po raz pierwszy.
W 30. minucie Wisła była bardzo bliska odzyskania prowadzenia. Świetną wrzutką popisał się Rafał Pietrzak, a z prawej strony Pawłowi Oleksemu urwał się Jakub Bartosz, którego strzał z kilku metrów o centymetry minął bramkę Kamila Lecha. Spotkanie zdecydowanie się wyrównało, a próby obu zespołów przysparzały kibiców o szybsze bicie serca. W 32. minucie po szybkiej kontrze Ruchu w dogodnej okazji znalazł się były gracz Wisły, Piotr Ćwielong, którego mierzone uderzenie było nieznacznie niecelne.
Rajd Bartosza, słupek Drzazgi
Już trzy minuty później zakotłowało się pod bramką Ruchu Chorzów. Krzysztof Drzazga zgrał piłkę do Rafała Boguskiego, ten wyłożył ją Mączyńskiemu, a ?Mąka” kopnął celnie, ale w zasięgu Kamila Lecha. Młody golkiper Niebieskich sparował futbolówkę przed siebie, wprost na głowę Drzazgi, lecz napastnik Wisły chybił. Bramka i tak nie była uznana, gdyż 20-latek znajdował się na spalonym. Drzazga chciał zrehabilitować się w 38. minucie, lecz po jego uderzeniu zza szesnastki z największym trudem piłkę na rzut rożny sparował Lech. Ostatni kwadrans pierwszej połowy zdecydowanie należał do Krzysztofa Drzazgi, który po raz trzeci mógł zdobyć gola. Po przebojowej akcji Bartosza, który mijał obrońców niczym slalomowe tyczki, snajper Wisły otrzymał idealne podanie na głowę, lecz z najbliższej odległości trafił tylko w słupek. Była to ostatnia groźna akcja Wiślaków w pierwszej części spotkania.
Drugą połowę lepiej rozpoczęli gracze gości, którzy za sprawą Ćwielonga mogli wyjść na prowadzenie. Miśkiewicz popisał się jednak udaną interwencją. Później z rzutu wolnego celnie uderzył Popović, ale strzał nie sprawił żadnych problemów Kamilowi Lechowi. W 56. minucie to goście przeprowadzili akcję, która pozwoliła im objąć prowadzenie. Po dośrodkowaniu z rzutu rożnego przed Miśkiewiczem znalazło się aż trzech niekrytych piłkarzy Niebieskich. Bramkarz Wisły obronił pierwsze dwa strzały, lecz przy drugiej poprawce Pawła Oleksego był już bezradny. Inną sprawą pozostaje fakt, że bardzo możliwa w tej sytuacji była pozycja spalona strzelca bramki.
Ruch mądrze się cofnął i nie dopuszczał Wisły pod własne pole karne. Trener Dariusz Wdowczyk szybko desygnował do gry Adama Mójtę oraz Petara Brleka, lecz i to nie przynosiło rezultatu. Co więcej, bliżej podwyższenia wyniku byli Niebiescy, kiedy to Martin Konczkowski z bliska główkował w słupek. W odpowiedzi o włos od wyrównania był Zdenek Ondrasek, jednak zabrakło mu kilkunastu centymetrów, by dojść do piłki. Po chwili z woleja uderzał Głowacki, lecz jego próba była równie mocna, co niecelna. W 84. minucie Rafał Pietrzak próbował skopiować wyczyn z meczu przeciwko Pogoni, lecz tym razem po jego rzucie wolnym piłka wysoko minęła poprzeczkę. Po drugiej stronie boiska celnie strzelił Mazek, lecz Miśkiewicz wypiąstkował futbolówkę przed pole karne.
W doliczonym czasie gry próbował jeszcze Ondrasek, lecz sędzia Marciniak w jego przyjęciu piłki dopatrzył się zagrania piłki ręką. Niestety, była to ostatnia akcja Białej Gwiazdy, która po pięciu kolejkach zamyka tabelę Ekstraklasy.
Fotorelacja – Jan Graczyński/INFO Kraków24
Wisła Kraków – Ruch Chorzów 1:2 (1:1)
1:0 Zachara 5′
1:1 Stępiński 25′
1:2 Oleksy 55′
Wisła: Miśkiewicz – Bartosz, Głowacki, Sadlok, Pietrzak – Boguski, Mączyński, Popović (66. Brlek), Małecki (58. Mójta) – Drzazga (46. Ondrasek), Zachara
Ruch: Lech – Oleksy, Koj, Grodzicki, Konczkowski – Surma, Urbańczyk – Ćwielong, Lipski, Mazek (69. Moneta) – Stępiński (90+3. Arak)
Żółte kartki: Sadlok, Mójta, Mączyński – Grodzicki
Sędziował: Szymon Marciniak z Płocka
Widzów: 12 703
Źródło: Jakub Pobożniak – Biuro Prasowe Wisły Kraków SA