Biała Gwiazda zremisowała z Legią Warszawa 0:0 w hicie 10. kolejki Ekstraklasy. Gole przy Reymonta nie padły, choć na boisku roiło się od emocji. Najlepszą okazję dla Wiślaków zaprzepaścił Denis Popović, który nie wykorzystał rzutu karnego.
W klasyku Ekstraklasy Wisła Kraków mierzyła się z warszawską Legią. Obie drużyny znajdowały się w dole tabeli, co sprawiało, że remis nie satysfakcjonował żadnej ze stron. W pierwotnie awizowanym składzie Białej Gwiazdy pojawił się Paweł Brożek, jednak od pierwszego gwizdka na murawie zameldował się Mateusz Zachara. Od początku roiło się więc od sytuacji podbramkowych, a kibice mogli zapomnieć o jakiejkolwiek grze na pół gwizdka.
Już w 1. minucie na zaskakujący strzał z ok. 40 metrów zdecydował się Adam Mójta. Lewy defensor Wisły strzelił mocno i sprawił wiele kłopotów Arkadiuszowi Malarzowi. Po raz kolejny w polu karnym gości zakotłowało się kilka minut później, lecz sytuację wyjaśnili obrońcy Legii. W 12. minucie z narożnika pola karnego kropnął Mójta, jednak futbolówka nieznacznie minęła słupek bramki strzeżonej przez Arkadiusza Malarza. Pierwszy kwadrans zakończyła dobra centra Małeckiego, do której niemal doszedł Boban Jović. Nastepnie na boisku obie drużyny pokazały, jak ważny to dla nich mecz. Po ostrym faulu Michała Pazdana zakotłowało się przy linii autowej. W przepychance udział brali niemal wszyscy gracze obu ekip, a żółtymi kartkami ukarani zostali Pazdan i Popović.
Momenty były
Cały czas to Wisła była bliżej zdobycia bramki, a Legioniści mieli problem z przedostaniem się na połowę krakowian. W 28. minucie pierwszy poważny błąd popełnili sędziowie, którzy nie zauważyli spalonego Aleksandara Prijovicia. Długowłosy napastnik znalazł się w sytuacji sam na sam z Miśkiewiczem, lecz na jakość jego strzału znaczący wpływ miała ofiarna interwencja Richarda Guzmicsa. W odpowiedzi z boku pola karnego dośrodkowywał Ondrasek, a Zacharze zabrakło centymetrów, by umieścić piłkę w siatce. Przez kolejne kilkanaście minut gra toczyła się w środku pola, a z marazmu oba zespoły wyrwał Patryk Małecki do spółki ze Zdenkiem Ondraskiem. Świetną wrzutką z głebi pola popisał się ten pierwszy, a Czech huknął z powietrza, czym sprawił niemały trud Malarzowi. Bramkarz Legii był jednak na posterunku. Była to ostatnia groźna sytuacja w pierwszej części spotkania.
Na drugą połowę obie drużyny wyszły w takim samym zestawieniu. Jako pierwsza spróbowała Legia, na szczęście dla Wisły uderzenie zza szesnastki niewidocznego do tego momentu Radovicia w ostatniej chwili zablokował Maciej Sadlok. Po chwili świetnie zaprezentował się Miśkiewicz, który odbił groźną główkę zupełnie nieobstawionego w polu karnym Michała Pazdana. W 57. minucie niegroźnie z dystansu uderzył Broź. Minutę później to znowu wiślacki bramkarz stanął na wysokości zadania i sparował na korner płaski strzał Guilherme. W rewanżu z rzutu wolnego z ok. 35 metrów próbował Mójta, lecz próba ta nie przypominała tej z pierwszej minuty.
Ofiarność i pech
W 74. minucie owację od ponad 19 tysięcy widzów otrzymał Maciej Sadlok, który rzucił się w pościg za Prijoviciem. Szarża Szwajcara została zatrzymana w ostatnim momencie. Chwilę później mieliśmy kolejną sędziowską kontrowersję. Michał Pazdan zagrał piłkę ręką w polu karnym, lecz po długiej konsultacji z arbitrem liniowym, Paweł Gil zarządził tylko rzut rożny. Już po kornerze bliski kapitalnej bramki był Krzysztof Mączyński, który kropnął z woleja tuż obok lewego słupka bramki Arkadiusza Malarza. W 82. minucie sędzia z Lublina w końcu wskazał na wapno za zagranie ręką Czerwińskiego. Do jedenastki podszedł Popović, lecz jego zamysł wyczuł Malarz, który zdołał obronić strzał Słoweńca.
Sześć minut później po wrzutce Hlouska groźnie główkował wprowadzony w drugiej połowie Aleksandrow. Michał Miśkiewicz po raz kolejny był jednak na posterunku. Już w doliczonym czasie gry świetną okazję miała Legia, jednak po strzale jednego z Legionistów piłkę z linii bramkowej wybił Boban Jović, który tym samym zrekompensował po części winę swojego rodaka – Denisa Popovicia. Gdyby to Wisła przegrała spotkanie, byłoby to wyjątkowo niesprawiedliwe.
Fotorelacja – Jan Graczyński /INFO Kraków24