Mamy za sobą kolejną odsłonę cyklu Opera Rara, tym razem z licznymi ? co tutaj nieczęste, a bardzo miłe ? polskimi akcentami (dwie partie solowe i większość instrumentalistów). Monumentalny Handlowski Giulio Cesare, z jego dramatyzmem i nagromadzeniem wokalnej ekwilibrystyki, stawia przed muzykami szczególnie trudne wyzwania. Tym bardziej trzeba docenić sukces wspaniałych solistów oraz Capelli Cracoviensis, która pod wodzą Jana Tomasza Adamusa wyrasta na zespół europejskiej rangi.
Zachwycające były odtwórczynie głównych ról ? Cezara i Kleopatry ? Sonia Prina i Maria Grazia Schiavo. Obie kreowały niezwykle wymagające partie z typową dla siebie maestrią, aktorskim nerwem i lekkością. Przyjemnie było śledzić muzyczne odmalowanie wewnętrznej przemiany Kleopatry, która z frywolnego podlotka dorasta do roli kobiety prawdziwie kochającej, gotowej nawet na śmierć (wspaniałe wykonanie jednej z najsłynniejszych Handlowskich arii Piangero la sorte mia). Partia Cezara, może dramaturgicznie nie tak ciekawa, obfituje w tonalne modulacje i najeżone koloraturami arie, które Sonia Prina wykonała z wielką brawurą (popisowa aria Qual torrente, che cade dal monte). Obie artystki tworzyły wspaniały, idealnie zgrany duet, stanowiąc z pewnością idealną realizację zamierzeń kompozytora.
Doskonale spisali się też pozostali soliści. Bas Ugo Guagliardo niezwykle przekonująco oddawał wpisaną w swoją rolę porywczość ?barbarzyńcy? (tak określi Achillę wdowa po Pompejuszu). Świetny był również kontratenor Maarten Engeltjes ? jego dość ostry, przywodzący na myśl dawnych kastratów tembr dobrze pasował do roli Ptolemeusza ? kochliwego i chimerycznego tyrana Egiptu, nieco śmiesznego w swym zacietrzewieniu. Warto także pochwalić niewielką, ale wdzięczną partię Heleny Poczykowskiej w roli Nierena. Z ciepłym przyjęciem spotkała się delikatna Tuva Semmingsen w roli roli szlachetnego mściciela, młodego Sekstusa. Sprawdziła się też zastępująca chorą Marinę de Liso Irini Karaianni, odtwórczyni roli Kornelii: aksamitne, głębokie brzmienie jej głosu, który chwilami zdawał się dobiegać jakby z oddali, dobrze oddawało tragizm roli nieszczęśliwej wdowy, żyjącej cały czas w cieniu śmierci.
Reasumując: z tego przeszło czterogodzinnego muzycznego maratonu wykonawcy wyszli zdecydowanie obronną ręką. A dyrygenta pochwalić należy także za to, że ? mimo rozmiarów dzieła ? nie zdecydował się na żadne skróty.