Nowa Huta ? apetyczna czy apatyczna?
Grolsch ArtBoom Festival trwa. I wciąż stawia ważne pytania o Nową Hutę, która w tym roku stała się głównym tematem i inspiracją dla artystów. Wciąż mierzy się z lokalną tożsamością, przeszłością wpływającą na teraźniejszość.
Na al. Róż stanął wysoki maszt. Zwieńczeniem kolosa jest biała flaga. Oznaka kapitulacji? Wypłowiała czerwień komunistyczna? Symbol niewinności dzielnicy? A może jej mieszkańców? A może to biała karta historii, której dopiero trzeba nadać kolor? Interpretacje można snuć różne, ale artysta Grzegorz Klaman dał widzom podpowiedź tytułując swoje dzieło Plac Apatia.
Takie festiwale, które mają ambicję spierania się z historią i teraźniejszością i mocowania się z lokalnymi problemami, muszą czasem być w ostrej kontrze do dobrego samopoczucia. Nie są (a przynajmniej nie tylko) od kultywowania wielkich tradycji. Muszą zadawać mocne i trudne pytania o mniej przyjemne strony teraźniejszości, o obciążającą historię miejsca. Praca Grzegorza Klamana wpisuje się w to zadanie.
Od lat jak mantra powtarzane są tezy o tym, że Nowa Huta się zmienia, że wygrywa rozgrywkę z przemysłową przeszłością, że potrafi postindustrialny charakter przekuć w sukces, że stała się dzielnicą ludzi kreatywnych. I w tych twierdzeniach jest sporo prawdy. A jednak ciągnące się od dawna dyskusje o jakości przestrzeni, o niedokończonym projekcie dzielnicy wskazują, że nie wszystko zostało już załatwione.
Klaman pokazuje, że przestrzeń publiczna Nowej Huty po prostu wciąż domaga się obecności ludzi. Plac Centralny jest apatyczny, nie ma prawdziwie miejskiej funkcji. Nie jest punktem spotkań, zwornikiem lokalnej społeczności ? choć uwielbiają korzystać z niego np. deskorolkarze. Nawet kontrowersje i dyskusje wokół Fontanny PrzyszłościMałgorzaty i Bartosza Szydłowskich, czyli sikającego Lenina, który powstał na tę edycję Grolsch ArtBoom Festivalu, dobrze to pokazały. Oswajanie przestrzeni publicznej musi potrwać, zwłaszcza gdy w grę wchodzi historia i przeszłość, która wciąż dzieli, a nie łączy.
Ale są miejsca, które tętnią życiem niemal o każdej porze dnia i nocy, nie tylko podczas Grolsch ArtBoom Festivalu. W Klubie Kombinator mieści się oficjalny klub festiwalowy, odbywają się spotkania, dyskusje, warsztaty. Warto tam zaglądać! W ramach Grolsch Bottle Art 2014 odbyły się tam warsztaty dla młodych designerów. Jeśli chcecie zobaczyć bar zbudowany z 10 tysięcy butelek po piwie ? to właśnie tam! W tym miejscu odbywa się również przegląd filmów pod nieco zaskakującym tytułem Ile w Nowej Hucie jest Nowego Jorku?. Brzmi buńczucznie, prawda? Ale każdy, kto odwiedził kiedyś amerykańską metropolię wie, że tamtejsza poprzemysłowa dzielnica – Brooklyn ? ze swoimi pustymi halami produkcyjnymi i magazynami, w latach 80. zaczęła się zmieniać w miejsce modnych knajp, pracowni artystycznych, siedlisko street artowców, wreszcie loftów. Dziś jest mekką artystów i imprezowiczów, a także turystów chcących zobaczyć mniej oczywistą (a może po prostu prawdziwszą) twarz Nowego Jorku.
W ramach przeglądu odbył się już pokaz filmu Brooklyn DIY w reżyserii Marcina Ramockiego. To rzecz o Williamsburgu, brooklyńskim zakazanym rewirze, który zmienił się nie do poznania. Zasiedlony przez artystów i knajpy stał się modnym miejscem, choć pociągnęło to za sobą skutki uboczne takie jak hałas imprez czy bałagan ? to cena zmian. Ale to przede wszystkim dowód, że Nowa Huta nie jest wcale skazana na apatię. To dzielnica raczej apetyczna. Nie będzie Detroit, które po zamknięciu zakładów Forda stoczyło się do trzeciej ligi miast amerykańskich i musi mierzyć się z problemami społecznymi w postaci biedy czy przestępczości. Może być krakowskim Brooklynem (albo Hootlynem raczej).
Już jutro, 17 czerwca o godz. 20, w Klubie Kombinator pokaz filmu Rockin’ Brooklyn dokumentującego brooklyńską scenę muzyczną, którego reżyserem jest Wojtek Bożyk.