13. edycja Sacrum Profanum przechodzi do historii. Tegoroczna odsłona dostarczyła wszystkim wielu niezapomnianych wrażeń, nie tylko muzycznych. 7 dni, 8 koncertów, ponad 150 artystów z 10 krajów, 6 paneli dyskusyjnych, blisko 5 tysięcy widzów w 3 salach ICE Kraków, 830 instrumentów muzycznych i 1? kaktus. Oglądając koncerty, zachwyceni lub zaskoczeni prezentowaną na nich muzyką, czasem zapominamy o idei przewodniej festiwalu, wyrażonej dobitnie w jego nazwie. Ta edycja przypomniała nam o niej w wyjątkowo wyrazisty sposób, łącząc wysoki poziom artystyczny z wizualną i dźwiękową atrakcyjnością.
Spójrzmy na zakończony właśnie festiwal pod kątem skontrastowania muzycznego (i ideowego) sacrum z profanum. Tę pierwszą sferę reprezentowały podczas tegorocznej edycji imprezy przede wszystkim dwa koncerty islandzkich kompozytorów. Johann Jóhannsson we wręcz namacalny sposób nasycił swe oratorium ?Drone Mass? mistyką ? wszak opierało się ono o tekst gnostycznej ewangelii. Pomysł był ryzykowny, ale przyniósł zachwycający efekt. Połączenie chóralnych śpiewów Theatre Of Voices z dźwiękami kwartetu smyczkowego ACME i dronową elektroniką tworzoną przez samego kompozytora, przeniosło widzów na niespełna godzinę w świat ducha prześwietlony tajemniczym Światłem.
Ólafur Arnalds z udziałem Alice Sary Ott wpisał z kolei wybrane przez siebie kompozycje Chopina we współczesny kontekst. Połączenie ich z jego własnymi utworami i ambientową elektroniką okazało się wyjątkowo udanym pomysłem. Choć nowe aranżacje, poprzez skoncentrowanie na warstwie melodycznej, przeniosły muzykę naszego kompozytora w świat popu, urzekały klasycznym pięknem. Co ciekawe – para artystów przywołała podczas występu swe zmarłe babcie, dzięki którym oboje zainteresowali się twórczością Chopina. To nadało tylko elegijny odcień ich spektaklowi.
Niemal panteistyczny zachwyt nad Naturą przenikał z kolei koncert These New Puritans z orkiestrą stargaze i chórem Synergy Vocals. Muzyka angielskiego zespołu wyrastała bowiem wprost z brytyjskiej psychodelii końca lat 60., która choć wpisana w kontrkulturowe poszukiwania muzyczne i duchowe, przepełniona była jednoznacznym mistycyzmem. Podobnie było zresztą podczas znakomitego występu Saskii Lankhoorn i Ashley Bathgate, wykonujących utwory australijskiej kompozytorki Kate Moore. Rozwichrzona muzyka na fortepian i wiolonczelę również wyrastała z zachwytu nad Naturą. W raz kojących, a raz burzliwych dźwiękach czuć było delikatny powiew wiatru i mocarne uderzenia morskich fal. Przeniesienie tych przyrodniczych fenomenów w artystyczny wymiar nadawało im otwarcie metafizyczny charakter.
Drugą stroną programu tegorocznej edycji krakowskiego festiwalu były koncerty, podczas których artyści próbowali dokonywać desakralizacji kanonu muzyki klasycznej oraz klasycznie pojmowanego piękna i harmonii. Tutaj najważniejszy był oczywiście występ grupy S? Percussion, prezentującej własne interpretacje kompozycji ?ojca? tego typu podejścia do muzyki ? Johna Cage?a. I rzeczywiście nie zabrakło profanujących klasykę brzmień i gestów: atonalnych akordów, dzikich bębnów, cyfrowych rytmów, rzucania puszkami, gry na butelkach, czy wrzasku widzów.
Oczywistą dekonstrukcją idei klasycznej opery okazało się przedstawienie Andrzeja Chyry z muzyką Pawła Mykietyna na podstawie ?Czarodziejskiej góry? Tomasza Manna. Polski kompozytor obszedł się bowiem z formułą operowej partytury bezceremonialnie: nie dość, że nagrał całą muzykę na taśmie, to jeszcze zamiast orkiestrowych dźwięków, zastosował elektronikę, zarówno tą awangardową, jak i tą wywiedzioną z techno, wykorzystał brzmienia rodem z popu i rocka, a do tego z irytującą satysfakcją zabawiał się tempem utworów, a to je ciągle przyspieszając, a to spowalniając. Efekt był porywający ? ale operowi puryści pewnie dostali palpitacji serca.
Desakralizujących muzykę klasyczną tendencji można się było doszukać również w koncertach prezentujących kompozycje dwóch rockmanów ? Bryce?a Dessnera i Richarda Reeda Parry?ego. Już zapewne sam fakt, że na co dzień piszą oni piosenki, sprawił iż zaimportowali oni do swych utworów elementy muzyki popularnej ? w przypadku tego pierwszego były to filmowe soundtracki, a w przypadku drugiego ? echa gitarowego folku w swej korzennej postaci. Rezultaty były dyskusyjne, ale wskazywały, że muzyka współczesna to dziś szeroko otwarta formuła, inkorporująca elementy różnych gatunków, zarówno tych ?wysokich?, jak i tych ?niskich?.
Zderzenie tych dwóch wizji nowoczesnej klasyki ? pozostawiającej muzykę poważną w sferze sacrum i profanującej ją nasyceniem obcymi wpływami ? stanowi o sile krakowskiego festiwalu. Nic więc dziwnego, że mimo tak ambitnej formuły i wymagającego programu, odbył się on już po raz trzynasty. Tegoroczny dobór koncertów i wykonawców, może bardziej skromny niż poprzednio, okazał się jednak wyjątkowo atrakcyjny dla słuchaczy. I znów mogliśmy obejrzeć artystów z najwyższej półki światowej, podejmujących eksperymenty, wyznaczające kierunek rozwoju muzyki współczesnej. Kolejne takie spotkanie ? dopiero za rok. Już teraz zapraszamy!