Gdy pierwszy raz znalazłam się w tbiliskich łaźniach byłam przygotowana, jak mi się wtedy wydawało, na wszystko, co może mnie tam spotkać. Znałam historie ich powstania, naczytałam się relacji średniowiecznych podróżników, przejrzałam zdjęcia i zabytki literatury. Nie mogło być inaczej, łaźnie są jednym z ważniejszych pomników starego Tbilisi, na równi z cerkwią Anczischati czy twierdzą Narikała. Oprowadzając turystów, dzieliłam się z nimi swoją wiedzą i namiętnie zdawałam relacje Puszkina, zażywającego kąpieli siarkowych. Sama jednak skusiłam się, żeby z nich skorzystać stosunkowo późno, zawsze znajdując mnóstwo ważnych spraw, które należało dograć podczas kąpieli grupy.
Pewnego, pamiętnego razu jednak uległam pokusie i weszłam do środka… Czas się dla mnie nie tylko zatrzymał, ale i cofnął do 1829 roku, czyli do wizyty Aleksandra Puszkina w łaźniach siarkowych, które z wielkim zachwytem opisał w swoim dziele pt. ?Podróż do Arzrumu?. Napotkawszy te same marmurowe baseny, wypełnione po brzegi gorącą wodą o mocnym zapachu siarki, leżąc na gładkich, kamiennych leżankach i zaciskając zęby ilekroć mocne dłonie masującej mnie kobiety napotykały moje zbolałe plecy, miałam wrażenie, że w pomieszczeniu obok, podobnym zabiegom oddaje się sam poeta. Wydawało mi się, że jeżeli uniosę głowę, to zamiast roznegliżowanych turystek z mojej grupy zobaczę dziewiętnastowieczne gruzińskie szlachcianki, układające włosy i wybielające skórę, podkreślając tym samym arystokratyczne pochodzenie. Szybki powrót do rzeczywistości zapewniła mi szorstka rękawica masażystki i przeraźliwy ból. Właśnie wtedy uświadomiłam sobie żelazną zasadę, której się kurczowo trzymam i przekazuję ją dalej. Nie wolno korzystać z masażu i peelingu tuż po opalaniu! Powiecie, że to jest oczywistość… Zgadzam się! Jednak przebywając w takim miejscu jak Gruzja często przestawiamy się na bardziej emocjonalny odbiór otaczającego świata i procesy myślowe funkcjonują inaczej. Tam gdzie aktywuje się serce, logika przeważnie zawodzi…
Wracając jednak do łaźni należy podkreślić, że metoda kąpieli do dnia dzisiejszego ma tę samą formę, co za czasów Puszkina. Osoba świadcząca usługi masażu, jak i w XIX wieku, ma na wyposażeniu pęcherz z mydłem, szorstką rękawicę i wiadro. Sam masaż jest dosyć krótki, ale bardzo intensywny. Przepasana prześcieradłem, masująca nas Gruzinka, została ochrzczona przez grupę jakże wymownym imieniem, którego nie powstydziłaby się żadna szanująca się Indianka – ?Twarda Pięść?. Kolejnym barwnym wspomnieniem była moja skóra, która zwijała się w ruloniki, podczas szorowania. Łamanym rosyjskim, kobieta o mocnych dłoniach próbowała mi wytłumaczyć, że to brud! Mając podstawową wiedzę na temat złuszczania się martwego naskórka i żyjąc w dobie dostępnych pryszniców… nie pozostawało mi nic innego, jak zrobić zmartwioną minę i kiwać głową ze zrozumieniem.
Wraz z rozwojem cywilizacji łaźnie utraciły funkcje, które pełniły w minionych stuleciach. Były one niegdyś jedną z ważniejszych rozrywek mieszkańców Tbilisi. Mężczyźni spędzali tam całe dnie, spotykając się z przyjaciółmi, grając w trik trak, czy po prostu ucztując. Kobiety zaś często wykorzystywały je dla oględzin. Krewne pana młodego mogły w całej okazałości zobaczyć dziewczynę i oszacować, czy nie ma ona defektów. Łaźnie były otwarte dla kobiet i mężczyzn naprzemiennie. Żeńskie były wtorki i środy, zaś panowie korzystali z nich w pozostałe dni.
W otchłaniach Internetu natknęłam się na krótką wzmiankę, mówiącą o tym, że w XIX wieku wśród kobiet niezwykłą popularnością cieszyła się depilacja przeprowadzana dziwną, niebieskawą substancją. Nie będąc w stanie znaleźć potwierdzenia w innych źródłach, zapytałam przy wyjściu z łaźni siedzących na recepcji Gruzinek, czy słyszały o czymś podobnym. Moje pytanie wywołało konsternację na ich twarzach, przez około 10 minut wymieniały się informacjami w ojczystym języku, nie patrząc w moją stronę. Nagle nastała cisza i jedna z kobiet w pośpiechu wybiegła, każąc mi czekać. Po upływie kilku kolejnych minut powróciła z woreczkiem foliowym, zawiązanym na supeł i wypełnionym czymś sypkim w szaroniebieskim kolorze. Widząc moje zdziwienie, dodała: ?Ziemia!?. Zdziwienie rosło z każdym jej ruchem i gestem, a wypróbować tę cudotwórczą ?ziemię? zdołałam dopiero po powrocie do Polski. Moje wnioski i spostrzeżenia: sądząc po zapachu, był to produkt pochodzenia naturalnego, wyglądał jak sucha glinka i należało do niego dodać wody. Po nałożeniu na skórę śmierdział i szczypał, przez chwilę przyszło mi do głowy, że wraz z niechcianym owłosieniem pozbawi mnie również skóry… Udało się, skóra była cała, akcja wykonana, a ja pękałam z dumy, że natrafiłam na stary i niespotykany nigdzie indziej sposób depilacji gruzińskich kobiet.
Obecna forma łaźni ukształtowała się w XVIII wieku, jednak istniały one w tym miejscu znacznie wcześniej. Odkryte przypadkiem, przez króla Gruzji Vachtanga Gorgasali, gorące źródła, posłużyły jako jeden z powodów założenia miasta Tbilisi. Według legendy postrzelony na polowaniu przez Gorgasalego bażant wpadł do źródła i się ugotował. Przywiązanie mieszkańców do tej, a nie innej wersji legendy podkreśla pomnik owego bażanta, oraz królewskiego sokoła, umieszczony w parku przed łaźniami.
Zaczynając od V wieku łaźnie były budowane, niszczone i budowane na nowo. W 1795 roku stare łaźnie zostały w większości zburzone przez najeźdźce Agę ? Mohammada, a na ich miejscu powstały nowe, w perskim stylu. Są one wykonane z cegły i zwieńczone półkolistymi kopułami. Jedynym źródłem naturalnego światła są latarnie (wieżyczki z okienkami na środku kopuły), przez które chłopcy dawniej, niczym młody Baryka, podglądali kąpiące się kobiety. Ze względu na ukształtowanie terenu może nam się wydawać, że łaźnie znajdują się pod ziemią, a dachy są na tyle nisko, że można po nich swobodnie chodzić.
Obecnie w Tbilisi jest 8 łaźni, wszystkie umieszczone w dzielnicy Abanotubani, na prawym brzegu rzeki Mtkwari, przy ulicy Józefa Griszaszwilego ? gruzińskiego poety. To właśnie on wypowiedział się na temat tych łaźni słowami: ?Nie odwiedzić ich ? to samo, co być w Paryżu i nie wspiąć się na wieżę Eiffla?.
Nie śmiem bagatelizować wrażeń związanych z wieżą Eiffla, ale uczucie lekkości po kąpieli w siarkowej wodzie jest niezwykle przyjemne. Masaż, który tak drastycznie opisałam powyżej doskonale poprawia samopoczucie i rozluźnia napięte mięśnie. Skóra staje się promienna i odmieniona. Skorzystawszy raz, powracam tam ciągle. Zabieram do łaźni nie tylko swoje grupy, ale i przyjaciół, przyjeżdżających do Tbilisi. Są one wisienką zwieńczającą tort, jeśli chodzi o poznanie
gruzińskiego kolorytu.[wegallery id=”72616″ type=”grid” col=”3″ caption=”no” link=”file”]
Autor: Elena Shakhbazyan
Artykuł został przygotowany przez biuro podróży Czajka Travel www.czajka.travel.pl/wycieczki-gruzja, organizatora wycieczek objazdowych.
Główna specjalność to: Kaukaz, Azja, Karaiby i Ameryka Południowa.